Współcześnie wszyscy jesteśmy tylko starannie prowadzonym tłumem, sterowanym przez wysokiej klasy specjalistów, którzy długie lata spędzają na tym, aby się tej trudnej sztuki nauczyć i osiągnąć w niej perfekcję. I każdy z nas się niestety temu poddaje w mniejszym lub większym stopniu. Każdy! Bo łatwiej jest przyjąć jako swoją ideologię coś, co nieźle brzmi, niż naprawdę prawdziwą ideologię wymyślić.
Polityka, na przykład, dawno przestała być konkursem na najlepsze pomysły. Dziś to wyścig krzykaczy, targowisko sloganów, a może raczej rynek pełny przekupek z demagogią na ustach i tubą w garści.
Na takim właśnie tle rozgrywa się kolejny odcinek serialu „My, Polacy, kontra tamci”, w którym scenariusz piszą spin doktorzy, a rolę sterowanego tłumu biorą na siebie wyborcy. A całym tym światem kieruje reżyser w koszuli z wielkim napisem: „Liczy się tylko kasa”.
Puste hasła zamiast programu
Nie trzeba wielkiej spostrzegawczości, żeby dostrzec, że coraz częściej kampanie mniejszych partii nie opierają się na propozycjach reform, tylko na szczuciu na kontrkandydatów.
- Brak własnej wizji.
- Brak programu.
- Brak choćby cienia autorefleksji.
W zamian otrzymujemy deklaracje o niedomykaniu systemu, wyjściu z eurokołhozu czy walce z imigracją. Banały zastąpiły konkrety, puste obietnice – realne programy. Zamiast mówić: „Zrobiliśmy to, planujemy tamto”, słyszymy: „Głosujcie na nas, bo tamci to katastrofa!”.
Chciałoby się tu rzec, że zupa zrobiona z samej wody, cukru, pieprzu i musztardy może i ma niezapomniany smak, ale zapewniam, że zbyt odżywcza ani tym bardziej smaczna nie jest.
Mechanizm strachu
Weźmy na przykład granie lękiem. Straszenie to stara sztuczka. Strach wyzwala w nas poczucie zagrożenia, a poczucie zagrożenia zmusza nas do instynktownego działania, które – przynajmniej w teorii – przyczynę tego strachu powinno zlikwidować.
Oto Polska ma się ponoć zawalić, jeśli nie zagłosujesz na jedynego prawdziwego patriotę. Eurokołchoz, przewracanie stolika, zamykanie systemu — wszystko to hasła rodem z politycznego horroru klasy B, gdzie, skoro potwór nie istnieje, to trzeba go stworzyć, a później wzbudzić przed nim lęk.
Bo wtedy ludzie przestają analizować, a zaczynają reagować. Usuwają źródło strachu. Na myślenie przyjdzie czas, jak już będą czuć się bezpiecznie. Tyle tylko, że to nieco naiwna wiara, bo znajdą się następne hasła, następne zagrożenia, a specjaliści od marketingu z pewnością nie będą nam ich szczędzić, dbając o to, abyśmy bezpiecznie nie poczuli się nigdy.
Dzisiaj to wymyślane na prędko zagrożenia wygrywają wybory, a nie kompetencje.
Chłopak z biura kontra chłopak z bramy
Jeśli ktoś nie widzi lub celowo przymyka oczy na niejasną przeszłość jednego z kandydatów do fotelu prezydenta RP, jego wątpliwe etycznie działania nie wzbudzają w nim wątpliwości, to znaczy, że dał się omotać specjalistom od marketingu politycznego i ich hasłom, często jeszcze starannie podsycanym przez farmy trolli.
W efekcie tłumy ludzi powtarzają slogany, które może i brzmią dumnie i patriotycznie, ale znaczą dokładnie tyle, co „Polska dla Polaków” wypisane na ścianie podmiejskiego szaletu.
Twój wybór, Twoja odpowiedzialność
Wybory prezydenta Polski to nie jest quiz z Facebooka, w którym wybierasz ulubionego mema. To decyzja, od której zależy, kto będzie:
- reprezentował Cię na arenie międzynarodowej,
- podpisywał ustawy,
- miał dostęp do mechanizmów państwowych, w tym sił zbrojnych.
To wybór przyszłości kraju, przyszłości, która stanie się udziałem obecnie nieświadomych rangi wydarzeń dzieci. I oczywiście, że każdy wybór tego rodzaju obciążony jest ryzykiem. Ale naszym prawem i obowiązkiem jest przeanalizować konsekwencje.
Jednak, do cholery, przestańmy powtarzać memy i uznawać je za swój punkt widzenia! Bo to jest dokładnie to, czego chcą autorzy tych memów. Spin doktorzy nie chcą, aby wyborcy myśleli, analizowali i zastanawiali się nad konsekwencjami. Oni podstawiają gotowe rozwiązania w postaci haseł i sterują nami za pomocą pastucha zbudowanego z fikcyjnych zagrożeń!
Naszym obowiązkiem jest spróbować dostrzec to, co starają się przed nami ukryć. Korzystając z faktu, że podobno jesteśmy Homo sapiens sapiens. A nie Homo sapiens niewolnik propagandy.
Wezwanie do działania
Zachęcam więc: odłóżmy memy. Wyłączmy na chwilę emocje. Weźmy kartkę, ołówek, zróbmy sobie tabelkę. Plusy, minusy, liczby, fakty. Przeanalizujmy, który z kandydatów faktycznie ma coś do zaoferowania. Zróbmy im rachunek sumienia, postulatów, dokonań i przeszłości.
I wtedy zagłosujmy ŚWIADOMIE.
Dopiero wtedy, nawet jeżeli popełnimy błąd, błąd ten będziemy mogli sami sobie wybaczyć. Błąd ten będą mogły nam wybaczyć nasze dzieci. Ale tylko wtedy! Bo memy wygłaszane z mównic za usprawiedliwienie raczej nie wystarczą.
I pamiętajmy: ani prezydent, ani kandydat, ani spin doktor nie myśli za ciebie. On tylko liczy, że przestaniesz to robić sam.
Opublikuj komentarz