Ładowanie

Targowica 2.0, czyli witajcie w polskim cyrku bez przyszłości

Mam w sobie taki poziom politycznego wkurwienia, że gdybym miał je zamienić na prąd, Polska miałaby źródło energii na następnych 100 lat. Włączam wiadomości, czytam portale, słucham polityków i widzę jeden, spójny obraz – wielką, narodową Targowicę w wersji 2.0. Każdy jeden, od lewa do prawa, z namaszczeniem i niemal łzami w oczach pierdoli o „dobru Polski”, a w rzeczywistości gra toczy się wyłącznie o własne stołki, wpływy i kasę. To hasło stało się tak puste, tak wyprane ze znaczenia, że ma dziś mniejszą wartość niż kurwy rzucane pod Biedronką przez dwóch żuli nad tanim winem czy popularne trzyliterowe słowo na murze. Jest zasłoną dymną dla festiwalu partykularnych interesów.

Spójrzmy prawdzie w oczy i zróbmy szybki przegląd tego naszego politycznego zoo. Każda klatka to inny gatunek, ale cel ten sam – dorwać się do karmy.

  • PiS: To już nie jest partia, to jest stan umysłu. Mokry sen Jarosława Kaczyńskiego o autorytarnej Polsce, gdzie on, niczym sarmacki bóg, zasiada na złotym tronie, a reszta narodu ma w milczeniu pracować na chwałę wodza. Każde ich działanie jest podporządkowane jednemu – utrzymaniu władzy za wszelką cenę i zniszczeniu wszystkiego, co nie jest pisowskie. To proste jak konstrukcja cepa.
  • Konfederacja z Braunem: To nie są zwykłe oszołomy. To niebezpieczni gracze, którzy perfekcyjnie opanowali media społecznościowe i język, który trafia do młodych, wkurzonych ludzi. Mieszają w jednym kotle wolny rynek z dewocją i teoriami spiskowymi, tworząc toksyczny koktajl, który może nas wszystkich otruć. Są jak dobrze wyreżyserowany pożar – niby pod kontrolą, ale w każdej chwili może spalić cały dom.
  • Polska 2050: Mieli być nową jakością, powiewem świeżości. Skończyło się na byciu „Platformą-light”. Próba bycia wszystkim dla wszystkich zaowocowała byciem nikim konkretnym. Ich największym grzechem jest bezbarwność i strach przed zajęciem zdecydowanego stanowiska w jakiejkolwiek sprawie, która mogłaby urazić potencjalnego wyborcę. Zamiast rewolucji mamy kapiącą, letnią wodę w kranie.
  • Lewica: Wiecznie skłócona sama ze sobą, zajęta bardziej walką o to, kto jest „prawdziwszym” lewicowcem, niż realną polityką. Skupiają się na ważnych, ale jednak niszowych dla ogółu społeczeństwa sprawach obyczajowych, kompletnie oddając pole w kluczowych kwestiach gospodarczych i socjalnych. Mają serce po właściwej stronie, ale głowę często w chmurach.
  • PSL: Najstarsi górale nie pamiętają, kiedy PSL ostatnio miało jakiś realny pomysł na Polskę poza obroną interesów swojej grupy. To partia-instytucja, której jedynym celem jest przetrwanie i bycie języczkiem u wagi, żeby załapać się do każdej możliwej koalicji. Czasem tam coś od siebie dorzucą, ale i tak są zawsze przewidywalni, pragmatyczni aż do bólu i zainteresowani wyłącznie własną kasą i wpływami w terenie.
  • Platforma Obywatelska: A właściwie Donald Tusk, bo bez niego ta formacja już dawno by nie istniała. Facet jest politykiem klasy międzynarodowej, co do tego nie mam wątpliwości. Problem w tym, że jego taktyka na polskim podwórku przypomina przynoszenie scyzoryka na strzelaninę. Jego rząd, zamiast grać ostro i rozliczać zło, bawi się w dżentelmenów, podczas gdy przeciwnik bez wahania bije kastetami po nerkach.

I tu dochodzimy do kolejnego śmierdzącego placka tej zgnilizny. Bo politycy byliby nikim bez dziennikarzy. A nasi dziennikarze? Większość z nich to albo jawni propagandyści na usługach tej czy innej partii, albo – co gorsza – bezpłciowi stenografowie. To nowy, przerażający gatunek. Człowiek-dyktafon. On nie analizuje, on nie pyta „dlaczego pan kłamie?”, on nie wzbudza emocji. On z beznamiętną miną informuje: „Polityk X powiedział, że ziemia jest płaska. Z kolei polityk Y twierdzi, że jest okrągła. Dziękuję, to wszystko z Sejmu”.

Traktują kłamstwo i prawdę jako dwie równorzędne opinie w dyskusji. Ta miałkość, ta nuda, ta symetria zabija prawdę i usypia czujność społeczeństwa. PiS-owska propaganda w TVP była ohydna, ale była „jakaś”, budziła skrajne emocje. Czarnek, Ziobro, Szydło – nienawidziłem ich retoryki, by nie rzec ich pierdole//ia, ale byli postaciami z krwi i kości, mieli w sobie jakąś diabelską energię. A teraz? Teraz mamy rząd ekspertów od PR-u, którzy boją się własnego cienia, i armię dziennikarzy, którzy boją się ich urazić.

Wszyscy się kurwa wszystkich boją, a wygrywają ci najbezczelniejsi i najgroźniejsi dla Polski!!!

I tylko obywatele dostają w dupę!

I to prowadzi nas do ściany. Bo co będzie, jeśli ta zabawa w podgryzanie i ta medialna nijakość skończą się katastrofą? Co, jeśli do władzy dojdzie triumwirat z piekła rodem: PiS, Konfederacja i Braun, wzmocnieni może jeszcze przez jakiś inny twór? Oni bez wahania zdobędą większość konstytucyjną. Wtedy pożegnamy się z Unią, a przywitamy z rosyjską strefą wpływów. To nie jest political fiction, to jest najbardziej prawdopodobny scenariusz, jeśli obecna władza nie zacznie działać, a opozycja nie przestanie marzyć o chaosie. Pisałem o tym szerzej w innym artykule, bo to ryzyko jest bardzo, ale to bardzo namacalne.

Czy naprawdę tak trudno zrozumieć prostą zasadę? Dajmy komuś rządzić. Sprawdźmy go!!!

Dajmy takiemu Tuskowi z tą całą pożal się boże Koalicją spróbować i to bez rzucania mu kłód pod nogi non stop (i mówię tu o wszystkich, z jego rządu też!). Nie wyszło panie Tusk? Cztery lata i jest gorzej?!? Fora ze dwora, bierzemy następnego. Wyszło? Super, wszyscy na tym korzystamy.

Da się to sprawdzić? No da się, od tego jest matematyka i ekonomia.

Ale do tego potrzeba pragmatyzmu, a nie wiecznej wojny plemiennej.

I polityków nie moczących się w nocy na słowo władza, lub kasa!!!

Powiem to wprost – polityków, którzy są odważnymi ludźmi z charakterem!!! A nie takimi, bez urazy, ciepłymi kluchami, podlanymi babcinym sosem, które wizję dobrobytu Polski zamienili na wizję zwycięstwa własnej partii. W czymkolwiek!!!

Skupiają się te kluchy na dyskutowaniu o pierdołach, a Rosja za naszą wschodnią granicą napierdala z armat!!!

Coś wam to przypomina?

Jestem zmęczony. Zmęczony hipokryzją, miałkością i strachem. Zwykle jak piszę to nie używam wulgaryzmów, ale tutaj musiałem!!!

Jestem też zmęczony strachem, strachem że obudzimy się w kraju, którego już nie poznamy, tylko dlatego, że nasi politycy byli zbyt zajęci swoimi małymi wojenkami, by zauważyć, że właśnie podpalają nam dom.

Napisałem ten artykuł na szybko, pod wpływem swojej własnej wypowiedzi na reddicie. Poniosło mnie tam, więc tu też pozwoliłem sobie na mocniejszy język. Urazić nikogo nie chciałem, jeśli tak się stało – to przepraszam.

Opublikuj komentarz