Noc. Gdzieś na leśnym parkingu przy autostradzie A2, w snopach świateł samochodowych, rozgrywa się scena jak z polskiego Dzikiego Zachodu. Kilku mężczyzn w cywilnych ubraniach blokuje drogę furgonetce na zagranicznych numerach. Kierowca jest przerażony. Mężczyźni są przekonani, że właśnie udaremnili przerzut ludzi. W powietrzu wisi pytanie, które rozgrzewa dziś przygraniczne miejscowości: czy to jeszcze obywatelska czujność, czy już niebezpieczny samosąd?
Problem nielegalnej migracji na granicy z Niemcami przestał być tylko komunikatem Straży Granicznej. Stał się żywą, pulsującą tkanką lokalnych społeczności. I jak to w życiu bywa, gdy państwo zdaje się nie nadążać, inicjatywę przejmują obywatele.
Akt Pierwszy: Argument siły, czyli Samoobrona
Żeby zrozumieć motywacje ludzi, którzy po pracy wsiadają w swoje prywatne auta i ruszają patrolować lasy, trzeba najpierw spojrzeć na liczby. Według najnowszych danych Straży Granicznej, od początku tego roku odnotowano już ponad 5200 przypadków nielegalnego przekroczenia granicy z Niemiec do Polski. To są tzw. wtórne przepływy – migranci, którym udało się dostać do Niemiec, są przez niemieckie służby zawracani lub odsyłani z powrotem do nas.
Co więcej, z perspektywy mieszkańca Zgorzelca czy Gubina, ten problem jest jednokierunkowy. Oni nie mają świadomości, że ci sami ludzie kilka dni wcześniej, często pod osłoną nocy, przekraczali granicę w drugą stronę. Widzą tylko efekt końcowy: grupy zdezorientowanych osób pojawiające się po polskiej stronie, wychodzące z lasu. W ich oczach to nie jest skomplikowany „migracyjny ping-pong”, a prosta, brutalna inwazja na ich małą ojczyznę.
„Skoro państwo nie daje rady, my musimy być jego oczami i uszami” – to zdanie, powtarzane jak mantra przez członków tych nieformalnych grup, jest kluczem do ich zrozumienia. W ich narracji są ostatnim bastionem normalności. I trzeba im oddać – są skuteczni. Sama Straż Graniczna wielokrotnie potwierdzała, że wiele zatrzymań przemytników było efektem sygnału od obywateli. Czują, że robią to, czego nie robi lub nie jest w stanie zrobić państwo.
Akt Drugi: Granica Cienkościenna, czyli Samosąd
Problem w tym, że granica między czujnością a samosądem jest znacznie cieńsza niż nam się wydaje. Internet pełen jest filmów, na których „obywatelskie patrole” przekraczają swoje uprawnienia. Widzimy na nich blokowanie dróg i agresywne konfrontacje. Także organizacje niosące pomoc humanitarną alarmują, że ich wolontariusze są zastraszani i oskarżani o pomocnictwo w przemycie. Każdy z obcą rejestracją lub o innym kolorze skóry staje się potencjalnym podejrzanym.
Oficjalne stanowisko służb jest tu dwojakie. Z jednej strony Straż Graniczna i Policja dziękują za obywatelską postawę. Z drugiej, w każdym komunikacie apelują o niedziałanie na własną rękę. „Informować, nie działać” – brzmi oficjalny przekaz. To próba utrzymania kruchej równowagi: skorzystać z darmowego monitoringu, ale nie wziąć odpowiedzialności za ewentualne nadużycia.
Akt Trzeci: Źródło Problemu, czyli Bezradność
Te obywatelskie patrole nie wzięły się znikąd. Są one najbardziej jaskrawym objawem poczucia bezradności. W całej tej układance kluczowy jest fakt, że dla absolutnej większości tych ludzi Polska nie jest celem, a jedynie przeszkodą w drodze na Zachód. Byli tu, nie chcieli zostać, próbowali iść dalej, zawrócono ich siłą. Mieszkańcy widzą ten absurdalny, powtarzający się cykl i czują, że znaleźli się w pułapce bezradności – swojej i państwa.
Akt Czwarty: Reżyseria Strachu?
Skąd jednak tak duża skala i organizacja tych ruchów? Dlaczego setki ludzi nagle decydują się na takie działania? Przypadek? Nie do końca. Tak masowa mobilizacja wskazuje, że nie jest to ruch w pełni spontaniczny.
Po pierwsze, paliwo medialne. Określone portale internetowe i kanały w mediach społecznościowych prowadzą regularną kampanię informacyjną. Używają militarystycznego języka („obrona granic”, „inwazja”), publikują wyłącznie materiały potęgujące strach, a z członków patroli robią bohaterów. Tworzy to informacyjną bańkę i samonapędzającą się spiralę: strach generuje kliknięcia, a kliknięcia motywują do publikacji kolejnych strasznych treści.
Po drugie, warto zadać pytanie o ciche przyzwolenie „z góry”. Czy za tą pozornie oddolną inicjatywą nie stoi inspiracja polityczna? W spolaryzowanym kraju strach przed migrantem to potężne narzędzie polityczne. Dla jednych jest dowodem na nieskuteczność rządu, dla innych pretekstem do zaostrzenia kursu. Pozwolenie na kontrolowany „gniew ludu” może być cyniczną grą, obliczoną na zbicie politycznego kapitału na ludzkim lęku.
Moja Opinia: Czas na Odpowiedzialność Państwa
Pytanie więc nie brzmi już tylko, w jakim stanie jest państwo, skoro obywatele je wyręczają. Brzmi ono także: komu zależy na tym, by ci obywatele czuli taką potrzebę? I kto na tym strachu, reżyserowanym czy spontanicznym, zbija dziś największy kapitał – polityczny i medialny?
I tak sobie myślę, że rozwiązanie tego problemu nie leży w dalszym dozbrajaniu się w latarki i kamery przez mieszkańców. Ono leży tam, gdzie jego miejsce od samego początku – na najwyższym szczeblu państwowym. Konieczne jest natychmiastowe wypracowanie jasnego, formalnego porozumienia z władzami Niemiec, które ureguluje proces readmisji w sposób cywilizowany, transparentny i w pełni legalny.
Pozostawienie tego problemu na barkach lokalnych społeczności to igranie z ogniem. Grupy ludzi działające pod presją i w poczuciu zagrożenia to tłum, a reakcje tłumu, nawet tego wiedzionego najszlachetniejszymi intencjami, są nieprzewidywalne. Od gniewnych okrzyków i blokowania dróg do aktów samosądu jest znacznie krótsza droga, niż chcielibyśmy wierzyć. Dalsza eskalacja nie jest kwestią „czy”, ale „kiedy”. Państwo musi wreszcie wziąć pełną odpowiedzialność, zanim dojdzie do tragedii, za którą nikt nie będzie chciał zapłacić.
Opublikuj komentarz