Wystarczy włączyć wieczorne wiadomości, przejrzeć nagłówki portali internetowych, by odnieść wrażenie, że Europa tonie w chaosie, a głównym źródłem tego chaosu są imigranci. Niemal każdego dnia docierają do nas coraz bardziej niepokojące informacje: płonące samochody na przedmieściach europejskich metropolii, alarmujące statystyki przestępczości, opowieści o konfliktach kulturowych, które zdają się nie mieć dobrego rozwiązania.
W tej nieustannej kanonadzie złych wieści łatwo jest ulec poczuciu ogólnego lęku i dojść do wniosku, że całe zjawisko imigracji to jedynie pasmo nieszczęść i zagrożeń. Taki jednowymiarowy obraz jest jednak nie tylko uproszczeniem – to intelektualna pułapka. Zamyka nas w świecie prostych emocji, podczas gdy siły kształtujące nasz kontynent są znacznie bardziej skomplikowane i wymagają chłodnej analizy, a nie tylko odruchowej reakcji.
Dlatego postanowiłem na chwilę wyłączyć ten medialny szum i przyjrzeć się tematowi na nowo, w świetle faktów, a nie uprzedzeń. Celem tego artykułu jest próba uczciwego bilansu. Czas otworzyć księgi i bezstronnie policzyć zarówno zyski, jak i straty, które Europa notuje w związku z imigracją. Pokażemy argumenty, które każą widzieć w niej historyczną szansę, oraz te, które słusznie każą bić na alarm.
Analizę przeprowadzę na dwóch kluczowych płaszczyznach. Najpierw przyjrzę się twardym danym ekonomicznym – czy imigranci, jako siła robocza i podatnicy, rzeczywiście ratują naszą gospodarkę, czy też, jako beneficjenci pomocy społecznej, stają się dla niej nieznośnym ciężarem? Następnie popatrzę na argumenty o charakterze społecznym – czy nowi przybysze wzbogacają naszą kulturę i społeczeństwo, czy też prowadzą do nieodwracalnej erozji jego spójności i bezpieczeństwa? Zapraszam do analizy, która nie szuka łatwych odpowiedzi, lecz stara się zrozumieć złożoną rzeczywistość.
Wstęp: Kontynent na Rozdrożu
Europa stoi dziś w obliczu jednego z najbardziej fundamentalnych wyzwań swojej współczesnej historii – zjawiska masowej imigracji. Kwestia ta, niczym soczewka, skupia w sobie największe lęki, nadzieje i sprzeczności Starego Kontynentu. W debacie publicznej ścierają się dwie skrajne narracje. Z jednej strony mamy wizję otwartej, dynamicznej i multikulturowej Europy, która dzięki imigrantom przeżywa drugą młodość demograficzną i gospodarczą. Z drugiej – apokaliptyczny obraz upadku cywilizacji, w którym napływ obcych kulturowo przybyszów prowadzi do erozji tożsamości, wzrostu przestępczości i ostatecznego rozpadu państwa opiekuńczego.
Prawda, jak to zwykle bywa, jest bardziej złożona i wymyka się prostym hasłom. Zarówno argumenty zwolenników, jak i przeciwników imigracji, mają swoje solidne podstawy w faktach i danych. Celem niniejszego artykułu jest odejście od ideologicznych okopów i przeprowadzenie chłodnej, rzeczowej analizy. I tyle wstępu – zapraszam dalej.
Część I: Argumenty ZA – Imigracja jako Konieczność i Szansa
Zwolennicy imigracji, w tym czołowe światowe instytucje ekonomiczne, postrzegają ją nie jako wybór, lecz jako demograficzną i gospodarczą konieczność. Ich argumentacja opiera się na twardych, policzalnych danych.
Demograficzny Ratunek: Europa się starzeje w zastraszającym tempie. Według Eurostatu, wskaźnik dzietności w UE od lat utrzymuje się znacznie poniżej progu zastępowalności pokoleń (2,1 dziecka na kobietę). To oznacza, że bez napływu ludności z zewnątrz, populacja kontynentu kurczyłaby się, a piramida wieku odwracałaby się, co grozi załamaniem systemów emerytalnych i opieki zdrowotnej. Imigracja jest najszybszym i najskuteczniejszym sposobem na odwrócenie tego trendu i zapewnienie, że w przyszłości będzie komu pracować na świadczenia dla starzejącego się społeczeństwa.
Silnik Gospodarczy: Wbrew obawom o „zabieranie pracy”, imigranci w dużej mierze uzupełniają luki na rynku, których nie są w stanie wypełnić rdzenni pracownicy. Raport Międzynarodowego Funduszu Walutowego (MFW) wskazuje, że w latach 2019-2023 obywatele spoza UE zapełnili około dwóch trzecich z 4,2 miliona nowo powstałych miejsc pracy. Miało to miejsce w warunkach historycznie niskiego bezrobocia, co dowodzi, że popyt na pracę przewyższał podaż. Sektory kluczowe dla funkcjonowania państwa, takie jak budownictwo, rolnictwo, opieka długoterminowa, transport czy nowoczesne technologie, w krajach takich jak Niemcy czy Hiszpania już dziś są w dużej mierze zależne od pracowników z zagranicy.
Wkład do Budżetu i Innowacyjność: Analizy Organizacji Współpracy Gospodarczej i Rozwoju (OECD) konsekwentnie pokazują, że imigranci, jako grupa, wpłacają do budżetów państw przyjmujących więcej w formie podatków i składek, niż pobierają w formie świadczeń. Są więc płatnikami netto. Co więcej, cechują się oni często ponadprzeciętną skłonnością do zakładania działalności gospodarczej. Tworząc własne firmy, nie tylko sami siebie utrzymują, ale również generują nowe miejsca pracy dla innych, stając się kołem zamachowym lokalnych gospodarek. Ta przedsiębiorczość, połączona z nowymi umiejętnościami i perspektywami, jest potężnym stymulantem innowacyjności.
Część II: Argumenty PRZECIW – Dokumentacja Kosztów i Zagrożeń
Narracja o imigracji jako uniwersalnym panaceum rozpada się w zderzeniu z faktami dotyczącymi kosztów społecznych, fiskalnych i bezpieczeństwa, które są bezpośrednim skutkiem nieudanej integracji i niekontrolowanego napływu.
Fiasko Integracji i Społeczeństwa Równoległe: Zamiast multikulturowej utopii, w wielu miejscach Europy powstały zamknięte enklawy, funkcjonujące poza porządkiem prawnym i kulturowym państwa przyjmującego. Dzielnice takie jak Molenbeek w Brukseli, Rinkeby w Sztokholmie czy liczne banlieues na przedmieściach francuskich miast stały się synonimem porażki integracyjnej. Charakteryzują się one skrajnie wysokim, często przekraczającym 40%, bezrobociem wśród młodzieży, dominacją prawa klanowego lub radykalnej interpretacji religii nad prawem państwowym oraz otwartą wrogością wobec przedstawicieli policji czy służb ratunkowych. To nie są zintegrowane części Europy, lecz „społeczeństwa równoległe”, generujące permanentny konflikt.
Drenaż Systemu Opieki Społecznej: Argument o imigrantach jako płatnikach netto jest prawdziwy tylko jako statystyczna średnia. W praktyce, bilans fiskalny zależy krytycznie od pochodzenia i kwalifikacji migranta. O ile wykwalifikowany inżynier z Azji niemal natychmiast staje się zyskiem dla budżetu, o tyle grupy o niskim poziomie wykształcenia, przybywające w ramach łączenia rodzin lub jako uchodźcy, często stają się długoterminowym obciążeniem. Niemieckie i szwedzkie badania pokazują, że wskaźniki zatrudnienia wśród imigrantów z Bliskiego Wschodu i Afryki Północnej pozostają niskie nawet po wielu latach od przybycia, co oznacza ich trwałą zależność od systemu opieki społecznej.
Przestępczość i Bezpieczeństwo Publiczne: To najbardziej drażliwy, lecz niemożliwy do pominięcia aspekt. Oficjalne raporty policyjne, takie jak coroczna publikacja niemieckiego Federalnego Urzędu Kryminalnego (BKA) „Kriminalität im Kontext von Zuwanderung”, jednoznacznie wskazują na statystyczną nadreprezentację obywateli niektórych państw (głównie z Maghrebu, Bliskiego Wschodu i Afryki Subsaharyjskiej) w kategoriach przestępstw z użyciem przemocy, napadów i przestępstw seksualnych. To nie jest opinia, lecz policyjny fakt. Zdarzenia takie jak masowe napaści na kobiety w Kolonii w Sylwestra 2015/2016 czy gwałtowne zamieszki, które latem 2023 roku spustoszyły Francję, kosztując ponad miliard euro w stratach materialnych, są dowodem na to, że import ludzi z kultur, gdzie przemoc i pogarda dla prawa są powszechne, ma bezpośrednie, tragiczne przełożenie na bezpieczeństwo Europejczyków.
Konkluzja: Rachunek Zysków i Strat
Po zestawieniu argumentów z obu stron, staje się jasne, że odpowiedź na pytanie o bilans imigracji nie jest prosta. Oba obozy mają rację, ponieważ opisują dwa różne oblicza tego samego zjawiska.
Zyski są realne i policzalne. Starzejąca się Europa, by przetrwać gospodarczo, potrzebuje napływu młodych, zmotywowanych ludzi. Wykwalifikowani pracownicy, naukowcy i przedsiębiorcy z całego świata są dla niej bezcennym kapitałem, który przynosi wymierne korzyści w postaci wzrostu PKB, innowacji i stabilności finansów publicznych. W tym sensie, inteligentna i zarządzana imigracja jest dla Europy absolutną koniecznością.
Straty są równie realne i coraz bardziej dotkliwe. Niekontrolowany napływ osób o niskich kwalifikacjach, niezdolnych lub niechętnych do integracji, generuje gigantyczne koszty. Obciąża systemy opieki społecznej, tworzy getta będące wylęgarnią patologii i radykalizmu oraz w sposób bezpośredni zagraża bezpieczeństwu publicznemu. Koszty te – zarówno te policzalne w miliardach euro na zasiłki i naprawę zniszczeń, jak i te niepoliczalne, związane z utratą spójności społecznej – podważają fundamenty europejskiego ładu.
A więc?
Patrząc na zjawisko imigracji w Europie, można odnieść wrażenie, że kontynent przegląda się w pękniętym lustrze, widząc jednocześnie dwa sprzeczne odbicia. Jedno ukazuje twarz odmłodzoną, dynamiczną, pełną nadziei i gospodarczego wigoru. Drugie – oblicze zmęczone, poorane bruzdami społecznych konfliktów, zgaszone cieniem niepokoju o przyszłość. Oba te portrety są, niestety, prawdziwe.
Księga europejskich zysków i strat z ostatnich dekad ma bowiem dwie, równie grube kolumny. Po stronie „zysków” zapisano uratowane gałęzie przemysłu, załatane dziury demograficzne, tysiące firm założonych przez przedsiębiorczych przybyszów i miliardy euro w podatkach, które podtrzymują nasze systemy socjalne. To kapitał, bez którego Europa już dziś byłaby gospodarczo i demograficznie znacznie uboższa. To są fakty, z którymi nie sposób dyskutować.
Jednak w kolumnie „strat” cyfry są równie bezlitosne. To miliardowe koszty programów integracyjnych, które nie integrują; to wydatki na zasiłki dla tych, którzy przez lata nie wchodzą na rynek pracy; to wreszcie niepoliczalne, choć najbardziej dotkliwe, koszty erozji zaufania społecznego, budowy murów – zarówno tych fizycznych, jak i mentalnych – oraz ceny, jaką płacą obywatele za spadek bezpieczeństwa w swoich własnych miastach. To także są fakty, których nie można zamiatać pod dywan ideologicznej poprawności.
Staje się więc palącym pytaniem, jak długo jeszcze europejscy decydenci będą wpatrywać się w obie kolumny tego bilansu i nic sensownego nie robić? Kiedy dojdą do wniosku, że polityka migracyjna, aby była skuteczna, musi być przede wszystkim selektywna? Kiedy wreszcie zostanie postawiona odważna i wyraźna granica między tymi, których Europę stać przyjąć, ponieważ chcą współtworzyć jej przyszłość, a tymi, na których Europy po prostu nie stać, ponieważ w sposób destrukcyjny obciążają jej teraźniejszość?
Historia oceni nas nie za szlachetne intencje, lecz za skutki. Dalsze ignorowanie tej bolesnej dwoistości w imię utopijnej wizji świata bez granic będzie miało swoją cenę. A w ostatecznym rozrachunku, jak w każdej dobrze i źle prowadzonej firmie, rachunek za błędy zarządu zawsze płacą zwykli akcjonariusze.
W tym przypadku – my wszyscy.
Opublikuj komentarz