Czy jesteśmy mistrzami przetrwania czy ofiarami prostych instynktów? Ludzki mózg, zamiast logiki i kreatywnego myślenia często wybiera zalegające w pamięci, wyuczone wzorce zachowań. Działamy więc bardziej jak roboty niż jak istoty kierujące się logiką. I nie ma się o co tutaj zżymać, to nic innego jak przejaw oszczędności matki natury.
Poddajmy się zatem przez chwilę sprzecznej z tym co napisałem wyżej – kreatywnej rozrzutności.
Nigdy nie widziałem na żywo Koali. Ba, nikt z moich znajomych też na żywo Koali chyba nie widział, a już na pewno żaden mi o tym nie opowiadał. Mimo to, wierzę głęboko, że Koala, to gatunek zwierzęcia, który współcześnie żyje i ma się nieźle obżerając się eukaliptusowymi liśćmi i będąc na wiecznym rauszu. Wierzę, że koala istnieje, choć go nie widziałem.
Nie muszę też wchodzić do rzeki, by sprawdzić, czy czai się tam krokodyl. Wystarczy uwierzyć tubylcowi, który przed takim niebezpieczeństwem ostrzega. Każdy przyzna mi rację, że znacznie rozsądniej jest uwierzyć w takie niebezpieczeństwo, niż samemu pójść nad rzekę, sprawdzić, a przy okazji narazić się na to, że sami staniemy się bohaterami opowieści o żarłocznych krokodylach. Wierzymy w opowieść tubylca o krokodylach, choć woda wydaje się spokojna i zachęca do schłodzenia ciała.
Zostawmy na chwilę wiarę, a zastanówmy się jak wygląda nasza codzienność pod kątem wykorzystywania kreatywnego myślenia.

W 2014 roku Wilson przeprowadził eksperyment dotyczący dylematu „Eksploracja czy eksploatacja”. Szczegóły eksperymentu nie są taki istotne jak jego konkluzja. A ta jest taka, że opracowując strategię najczęściej opieramy się na doświadczeniu (79%), a tylko w 21 procentach na eksploracji i zgłębieniu problemu. Źródło: Wood, Quinn & Kashy, 2002
Tezę tę zdaje się potwierdzać badanie „Habits in Everyday Life” Wood, Quinn & Kashy (2002) (Journal of Personality and Social Psychology), które wykazało, że 40–45% codziennych zachowań to działania nawykowe, oparte na powtarzalnych i wyuczonych schematach.
Wróćmy teraz do rozważań nad wiarą i zestawmy to z działaniami opartymi na nawykach.
Wiara zatem w tym ujęciu, to nic innego jak skrót naszej świadomości do wyuczonych nawyków. Skrót, który działa i zaoszczędza nam mnóstwo energii. Nasz mózg to przecież zaledwie 2 % masy ciała, ale zużywa 20 % energii. Im bardziej używamy jego zasobów, myślenia kreatywnego, logiki, tym więcej energii zużywamy z dostępnej nam puli ATP. Logicznym zatem wydaje się twierdzenie, że opierania się na zapamiętanych z naszego własnego doświadczenia wzorcach, lub na wzorcach pozyskanych od innych osobników „naszego stada” jest znacznie bardziej energooszczędne niż odkrywanie Ameryki na nowo. Wszak łatwiej jest sięgnąć po książkę i posłużyć się cytatem, niż napisać tę książkę od nowa.
Gdyby chcieć spersonifikować proces ewolucji, to można by rzec, że ewolucja uwielbia proste ścieżki i nienawidzi wymyślania znanych już rozwiązań na nowo.
Logika też podpowiada, że w kwestii wiary, znacznie łatwiej jesteśmy w stanie zaufać komuś, kogo znamy, kogo poglądy są nam bliskie, kto jest nam bliski zarówno geograficznie jak i mentalnie.
Prowadzi to do konkluzji, że w życiu kroczymy nie tyle jako dumni Homo sapiens, a raczej jako odtwórczy, ale za to bardziej oszczędni Homo memorians (Człowiek pamiętający).
Zróbmy na chwilę kolejny odskok w bok w naszych rozważaniach.
Skupmy się teraz na kłamstwie. Oszustwie. Udawaniu.

Północnoamerykański motyl (Limenitis archippus) imituje wygląd trującego innego motyla: Danaida wędrownego (Danaus plexippus). Drapieżnik, który „wierzy w truciznę”, omija oba. A więc mamy tutaj oba te mechanizmy splecione w jeden przykład – wiara i oszustwo.
Sięgnijmy jeszcze po inne przykłady.
Dziwogon żałobny (Dicrurus adsimilis) w Botswanie potrafi podrabiać ostrzegawcze okrzyki innych ptaków, po czym po ich ucieczce, pożera zdobyte przez nich jedzenie. Makak rhesus (Macaca mulatta) chowa się w krzakach z wybraną samicą unikając wzroku samca alfa, by bezkarnie kopulować. Rafowy Wargatek sanitarnik (Labroides dimidiatus) czasem zamiast pasożytów wyjada klientom bogaty w białko śluz. To wszystko oszustwa – skuteczne, powtarzalne i ewolucyjnie nagradzane.
A więc mamy kolejny element układanki. Kłamstwo, podobnie jak bazowanie na doświadczeniu własnym, oraz na wierze w doświadczenia innych, zdaje się być ewolucyjnie promowane jako bardziej oszczędny i wydajniejszy sposób zdobywania nagrody w postaci przekazanie swoich genów potomstwu.
I nie szukając daleko – w naszej historii kłamstw jak wszyscy wiemy – kłamstw nie brakuje.
Kolejna konkluzja ciśnie się na usta sama. Już nie Homo sapiens sapiens, nie Homo memorians, a raczej Homo memorians mendax (Człowięk pamiętający kłamliwy).
Kolejny krok prowadzi nas wprost w objęcia religii. Nie jednej, wybranej religii, a raczej religii jako zjawiska społecznego. Religia może dotyczyć wszak tak samo boga, jak i Iphone’a, przykazań jak i regulaminu korzystania z wychodka, czy zasad dietetycznych. W tym ujęciu religią był faszyzm, był nią i jest komunizm. W tym ujęciu religią jest wiara że konkretna partia polityczna jest rozwiązaniem wszystkich naszych problemów i receptą na przyszłą szczęśliwość. Wszystkie te przykłady „religijnych” zachowań opierają się na niesprawdzalnej i nieweryfikowalnej rzeczywistości, na wierze, że owa niesprawdzalna rzeczywistość istnieje, oraz najczęściej na marketingu, który na użytek naszych rozważań nazwać możemy kłamstwem.
Zatem może to nas stawia wyżej na piramidce ewolucyjnej. Obawiam się, że nie do końca.
Najbardziej chyba namacalnym przykładem będą tu badania z 2016 roku (Kühl et al.), które pokazały, że dzikie szympansy w Afryce rzucają kamienie w konkretne drzewa, zbierając je w zagłębieniach – bez żadnej funkcji użytkowej. Szympansy najczęściej wybierają drzewa puste w środku wydające charakterystyczny dźwięk.
Niektóre interpretacje sugerują, że może to być proto-rytuał, zachowanie memiczne przekazywane w grupie. Coś w rodzaju miejsca kultu lub **rytuału magicznego **w świecie zwierząt.
Inny przykład? Proszę uprzejmie: niektóre gatunki ryb, jak błazenki, żyją w ścisłej hierarchii, w której tylko jedna samica się rozmnaża. Pozostałe „wierzą”, że nie mogą. Ale jeśli dominująca zginie, druga w hierarchii nagle „odkrywa”, że może się rozmnażać.
Zatem mamy tu społecznie ustalony mit, który kontroluje zachowanie całej grupy – do momentu, aż struktura się zmieni. Trzeba tu dodać, że w tym wypadku regulacja zachowań rozrodczych sterowana jest hormonami. Jednak czy u nas jest inaczej? Co do hormonów i ich ingerencji w zachowania seksualne zagłębiał się nie będę. To temat powszechnie znany. Skupmy się na hormonach i religii. Otóż istnieją solidne dane, wynikające z całkiem sporej liczby badań, wskazujące, że religijność lub intensywna duchowość korelują z bardziej „uregulowanym” profilem hormonów stresu (kortyzol, DHEA), wyższą oksytocyną i – przynajmniej u mężczyzn – niższym testosteronem. (Tobin i Slatcher (2016) wykazali, że regularny udział w praktykach religijnych przewidywał korzystniejszy dobowy profil kortyzolu 10 lat później. Isehunwa i in. (2021) powiązali wyższą duchowość z lepszym rytmem DHEA/kortyzol u kobiet po menopauzie. Haney i Lane (2024) pokazali, że religijny sposób radzenia sobie ze stresem wiąże się z niższym wzrostem kortyzolu w odpowiedzi na stres i szybszym powrotem do normy. Van Cappellen i in. (2016) wykazali, że podanie oksytocyny zwiększało deklarowaną duchowość. Z kolei Halpern i in. (1994) powiązali wyższy poziom testosteronu u nastoletnich chłopców z niższą religijnością i wcześniejszym debiutem seksualnym, a Ellis i in. (2016) potwierdzili tę zależność między testosteronem a religijnością w dwóch różnych kulturach. Wreszcie Das (2018) udowodnił, że u starszych mężczyzn wyższe poziomy testosteronu i DHEA przewidują osłabienie więzi religijnych w perspektywie kilku lat)
Co nas zatem różni od innych zwierząt w tym ujęciu? Albo inaczej: czy w naszych systemach zachowań naprawdę można dostrzec istotne różnice w zestawieniu z podanymi przykładami?
Od dłuższego czasu przyglądam się religiom od strony darwinowskiego ewolucjonizmu. Wiara. Religia. Moje rozważania zmierzają w kierunku odpowiedzi na pytanie czy wiara i w ślad za nią drepcząca uparcie religia jest mechanizmem promowanym przez ewolucję? Coraz więcej danych pochodzących z badań wskazuje na to, że tak.
A teraz przyjrzyjmy się na chwilę religii jako zjawisku bardziej duchowemu niż społecznemu. Zostawmy szympanse i błazenki na boku.
Nauka jako taka jest weryfikowalna. Każda teoria jest obowiązującym stanem wiedzy naukowej, aż do momentu aż zostanie w taki czy inny sposób obalona. Albo nie zostanie i w potocznym rozumieniu będzie uznawana za fakt. Przykładem niech będzie choćby teoria heliocentryczna, ciągle teoria, choć chyba nikt nie wątpi, że to Ziemia krąży wokół Słońca a nie odwrotnie.
Religia jest oparta na wierzeniach, przekazach ustnych, pisemnych. Na wierze, że ktoś kto nam o religii opowiada, nie kłamie. I nie jest weryfikowalna naukowo na żadnym poziomie. A więc wierzymy w dogmaty religijne, jednocześnie wierząc, że nie jesteśmy okłamywani. Ale przecież… zaraz… kłamstwo jest – jak to wykazałem wyżej – opłacalne, czyż nie? No to może zamiast wierzyć ślepo w Adama Ewę i złego węża, warto było by poddać religię rozbiorowi na składniki pierwsze i zweryfikować je po kolei? To pytanie pozostawię bez odpowiedzi. Bo odpowiedź byłaby truizmem.
W świetle tych rozważań, wygląda na to, że religia, kłamstwa i wiara w nie, ma znaczący udział w rozwoju naszej cywilizacji. Że to trio doprowadziło nas wespół z innymi cechami do lotów w kosmos, sztucznej inteligencji komputerów i dzieł Mozarta.
I jestem niemalże pewny, że tak właśnie jest.
W swojej pracy z **2005 – Robin Dunbar (*Religious consciousness and the structure of human groups) uważa, że religia działa jako „społeczny klej”, który umożliwia przekroczenie naturalnych limitów liczebności grup społecznych. Wspólne rytuały i mitologie podnoszą spójność grup powyżej 150 osób. Stąd zresztą określenie liczby Dunbara. W 2011 roku ukazała się praca, a raczej artykuły prekursorskie do książki (2013) „Big Gods: How Religion Transformed Cooperation and Conflict” gdzie postawiona jest, logiczna zresztą teza, że religie z „wielkimi bogami” karzącymi za niemoralność sprzyjają zaufaniu i współpracy w dużych anonimowych społeczeństwach. To kluczowy mechanizm rozwoju państwowości.
Badań tego typu jest całkiem sporo. Pisał o tym też Harrari w swoich książkach.
Czy zatem to trio, które prowadzi nas ku gwiazdom i rozwojowi, już zawsze będzie dyktować naszej podświadomości jak się zachowywać? Co robić? Jak reagować? Czy zawsze nasze myślenie kognitywne będzie spychane na dalszy plan przez skróty myślowe do pamięci i wierzeń?
Oby nie.
Bo jest też druga strona medalu. Otóż jak wykazałem zarówno religia, jak i wiara i kłamstwo – jako mechanizmy mają podłoże biologiczne i czysto darwinowskie. Jednak dokąd prowadzą nas te zachowania w świecie, który kompletnie zdominowaliśmy?
*Przyjrzyjmy się temu z naukowego punktu widzenia.
Poniżej kilka przykładów dość niepokojących hipotez.
Garrett Hardin – „Tragedy of the Commons” (1968)
Teza: Jednostki kierujące się własnym interesem, w systemie wolnego dostępu do zasobów wspólnych, nieuchronnie prowadzą do ich wyczerpania i zagłady całego systemu.
Znaczenie: U podstaw tego procesu leży ewolucyjna presja na maksymalizację reprodukcji i zysków, co w skali społecznej prowadzi do nadmiernej eksploatacji środowiska.
**William R. Catton – „Overshoot: The Ecological Basis of Revolutionary Change” (1980)
Teza: Każda cywilizacja oparta na darwinowskim impulsie ekspansji (więcej jedzenia = więcej osobników) w końcu przekracza pojemność środowiskową (ang. carrying capacity), po czym czeka ją załamanie – „overshoot and collapse”.
Znaczenie: Uważał, że jesteśmy „kosmologicznymi pasożytami”, a przetrwanie wymaga porzucenia instynktu ekspansji.
**Joseph Tainter – „The Collapse of Complex Societies” (1988)
Teza: Złożone cywilizacje rozpadają się, gdy zwrot z inwestycji w złożoność (infrastrukturalną, organizacyjną, militarną) przestaje przewyższać koszty – czyli system staje się zbyt kosztowny energetycznie i zasobowo.
Znaczenie: Choć mniej biologiczna niż Catton, teoria Taintera również zakłada nieuchronność kolapsu przy kontynuacji „ewolucyjnego sukcesu”.
**Peter Turchin – teoria „dynamicznego modelu nierównowagi” (m.in. 2003–2020)
Teza: Rozrost elit, presja populacyjna i nadmierne zużycie zasobów prowadzą cyklicznie do upadku imperiów i cywilizacji. Modele oparto na danych historycznych.
Znaczenie: Łączy biologię, historię i ekologię, pokazując, że wzrost zawsze prowadzi do przesilenia – zgodnie z darwinowską dynamiką wzrostu i konkurencji.
I wiele, wiele innych prac, które w przestrzegają przed sukcesem ewolucyjnym, jako zarzewiem porażki naszej cywilizacji nie na skalę jej upadku, a na skalę Armagedonu.
Czy te hipotezy i badania mają cokolwiek wspólnego z rzeczywistością?
A czy jeżeli dostaniemy w spadku ogromny pałac i zamiast regularnie wywozić i utylizować śmieci sprowadzimy tam wszystkich znajomych i będziemy rzucali odpady, gdzie popadnie, to czy w końcu ów pałac stanie się wysypiskiem śmieci? Czy przy zamkniętych oknach wyczerpie się w końcu tlen?
Skalowanie w tym przykładzie jest inne, ale jego istota pozostaje bez zmian. Wszyscy na wyścigi zaśmiecamy nasz pałac i wypieramy fakt, że robi się w nim coraz duszniej i coraz ciaśniej. I wszyscy wierzymy w różne rzeczy, nie starając się nawet przemyśleć tego w jak niebezpiecznym punkcie się znaleźliśmy.
Bo myślenie kreatywne zużywa dużo energii. Bo „matka natura” dając nam oszczędność energetyczną wykastrowała nas z naszej największej zdobyczy ewolucyjnej – naszej inteligencji, dając w zamian jej nędzną namiastkę w postaci pamięci.
Pamięci krótkiej i wybiórczej, do której zasobów sięgamy w chwilach w których tego potrzebujemy. Co gorsza, prawie zawsze sięgamy tylko do jednej szufladki kompletnie ignorując inne, w danym momencie niepotrzebne.
Mając dostęp do wszystkich danych i wszystkich prac naukowych w kieszeni, wybieramy prawie zawsze chłopski rozum, ów twór złożony z najprostszej argumentacji i losowo wybranych szufladek ze wspomnieniami, które tą konkretną, prostą argumentację zdają się potwierdzać.
Mając całą wiedzę świata w zasięgu palca wskazującego wybieramy odręczne notatki z kajecika z podstawówki i na nich budujemy swoje „tu i teraz”. Bo przecież do tej pory świetnie się ta metoda sprawdzała, czyż nie?
Naukowcy drą szaty na piersiach i wrzeszczą do nas: Ocieplenie klimatu!
A my na to: jakoś to będzie, w końcu kiedyś już było cieplej.
Naukowcy przestrzegają przed falą populizmu w polityce.
A my na to: wybieram tego, bo tamten mi się mniej podoba.
Przykładów można by mnożyć aż do końca świata.
Jednak czy to naprawdę tak dużo?
I z jednej strony mam świadomość tego, że lęk przed zmianą poglądów to ewolucyjny pas bezpieczeństwa: skoro strategia przodka działała, to lepiej jej nie ruszać. Tyle że czasy się zmieniają, a do tego rozpędzają, zaś dorożkowa instrukcja nie wystarczy do prowadzenia odrzutowca, szczególnie odrzutowca lecącego nad polem minowym.
A więc ludzkość konsumuje, emituje i rozmnaża się w tempie, którego nie przewidział żaden prorok. Globalne badania pokazują, że denializm klimatyczny ma silne podstawy psychologiczne – tożsamościowe, emocjonalne, społeczne. Podobnie jest z wyborami społecznymi, czy to w polityce, czy w sferze poparcia marek zmuszających nas do zakupu nowego smartfona każdego roku.
Zatem zapraszam wszystkich do uczestnictwa w tej ostatniej mszy. Do mszy, w której triumwirat wiary, religii i kłamstwa wyniósł nas na orbitę. Dziś może posłać nas do zbiorowego grobu. Jeśli nie zaktualizujemy oprogramowania krytycznego myślenia, pozostaniemy gatunkiem, który z majestatem godnym lepszej sprawy maszeruje ku samozagładzie, nucąc pod nosem: „bo ja w to wierzę”.
Bo wiara to potęgi klucz?
Opublikuj komentarz