Ładowanie

Szkoła na miarę XIX wieku w erze AI

szkoła to archaizm

Szkoła na miarę XIX wieku w erze AI: Dlaczego polska edukacja wymaga rewolucji, a nie ewolucji?

Współczesna polska szkoła, mimo licznych reform i nieustannych debat, wciąż opiera się na fundamencie, który nie przystaje do wyzwań XXI wieku. Kształci w oparciu o paradygmat stworzony dla zupełnie innej epoki i odmiennych celów społecznych. Uczniowie opuszczają jej mury z głowami pełnymi encyklopedycznych faktów, które szybko ulatują, lecz z zatrważającym brakiem kompetencji niezbędnych do życia we współczesnym, dynamicznie zmieniającym się świecie.

Duch Bismarcka w polskiej klasie

Aby zrozumieć sedno problemu, musimy cofnąć się do korzeni. Model powszechnej, państwowej i zunifikowanej edukacji, który zdominował myślenie o szkolnictwie na całym świecie, w tym w Polsce, ma swoje źródła w XVIII i XIX-wiecznych Prusach. Choć jego początki sięgają czasów Fryderyka Wielkiego, to właśnie w epoce kanclerza Ottona von Bismarcka system ten został skonsolidowany i wykorzystany do realizacji konkretnych celów państwowych.

Ówczesna szkoła pruska nie miała na celu kształcenia kreatywnych i krytycznie myślących jednostek. Jej zadaniem było dostarczenie państwu i rewolucji przemysłowej dwóch typów „produktu”: lojalnych, posłusznych urzędników i obywateli oraz zdyscyplinowanych robotników potrafiących wykonywać powtarzalne czynności. Program nauczania był scentralizowany, ustandaryzowany i nastawiony na przyswajanie z góry narzuconej wiedzy. Nauczyciel był niekwestionowanym autorytetem, a od ucznia wymagano przede wszystkim pamięciowego opanowania materiału. Brzmi znajomo?

Wiedza encyklopedyczna vs. kompetencje przyszłości

I tu dochodzimy do zderzenia dwóch światów. Podczas gdy fundamenty szkoły pozostały niezmienione, świat poza jej murami przeszedł technologiczną i informacyjną rewolucję. Dziś wiedza, która kiedyś stanowiła kapitał i cel edukacji, jest na wyciągnięcie ręki. Ile metrów ma Mont Blanc? Jaka jest stolica Burkina Faso? Wystarczy kilka sekund i smartfon, który każdy uczeń ma w kieszeni. Wkuwanie takich informacji na pamięć jest nie tylko nieefektywne – jest anachroniczne.

Prawdziwym kapitałem nie jest dziś posiadanie informacji, ale umiejętność jej znalezienia, zweryfikowania, przetworzenia i wykorzystania. Tymczasem polska szkoła wciąż premiuje pamięciową naukę. Uczniowie dowiadują się, czym jest cosinus, ale po kilku latach ogromna większość z nich nie potrafi tej wiedzy do niczego odnieść. Posiadają szczątkowe informacje z biologii, chemii i historii, ale nie potrafią zastosować metody naukowej do oceny otaczającej ich rzeczywistości.

W konsekwencji absolwent szkoły średniej:

  • Nie odróżnia prawdy od fałszu: Brak mu narzędzi do krytycznej analizy źródeł, co czyni go bezbronnym wobec dezinformacji i manipulacji w sieci.
  • Nie posiada kompetencji obywatelskich: Nie potrafi wypełnić prostego zeznania podatkowego (PIT), ma trudności w poruszaniu się po urzędach i nie rozumie podstawowych mechanizmów funkcjonowania państwa.
  • Nie umie współpracować: System nastawiony na indywidualną rywalizację (oceny, rankingi, egzaminy) nie uczy pracy w zespole, rozwiązywania konfliktów i realizacji wspólnych projektów.
  • Nie jest przygotowany na rynek pracy: Pracodawcy poszukują kreatywności, zdolności adaptacji, umiejętności rozwiązywania problemów i komunikacji – cech, których systemowa edukacja niemal w ogóle nie rozwija.

Nauczyciel w centrum (nie)zmiany

Pytanie, dlaczego te zmiany postępują tak wolno, prowadzi nas prosto do serca systemu – do pokoju nauczycielskiego. Nawet najdoskonalsza reforma zapisana na papierze pozostanie martwa, jeśli nie zostanie wdrożona przez ludzi. Tu pojawiają się dwie fundamentalne bariery.

Po pierwsze, opór samych nauczycieli. Nie wynika on ze złej woli, lecz z głęboko zakorzenionych nawyków. Pedagodzy, sami będący produktem tego samego systemu, przez lata uczyli się, jak uczyć w określony, transmisyjny sposób: podawać wiedzę, egzekwować ją, oceniać. Przejście do roli mentora, facylitatora, który organizuje pracę projektową, moderuje dyskusje i inspiruje do samodzielnych poszukiwań, to nie kosmetyczna poprawka. To rewolucja wymagająca od nich gigantycznej pracy, porzucenia wypracowanych przez lata schematów i nauczenia się swojego zawodu na nowo. Bez odpowiedniego wsparcia, szkoleń i, co najważniejsze, czasu na przygotowanie, naturalną reakcją jest trwanie przy tym, co znane i bezpieczne.

Po drugie, i być może najważniejsze, problem statusu zawodu nauczyciela w Polsce. Aby wdrażać innowacyjne, wymagające metody, potrzebujemy w szkołach najlepszych z najlepszych – pasjonatów, liderów i ekspertów od nauczania. Tymczasem od lat zawód ten boryka się z niskim prestiżem i, przede wszystkim, niekonkurencyjnymi zarobkami. Sprawia to, że dla wielu osób praca w szkole nie jest wymarzonym celem kariery, lecz nierzadko staje się „ostatnią deską ratunku” po tym, jak nie udało się znaleźć zatrudnienia w lepiej płatnych sektorach. Brak realnej konkurencji o etat sprawia, że system nie przyciąga talentów w takiej skali, w jakiej powinien. Trudno oczekiwać rewolucji jakościowej, gdy zawód, od którego zależy przyszłość narodu, nie jest w stanie finansowo konkurować z pracą w korporacji czy nawet dyskoncie.

Czas na fundamentalną zmianę: od „co wiedzieć” do „jak myśleć”

Problem polskiej edukacji nie leży więc tylko w przeładowanej podstawie programowej, ale także w jej kadrach i systemowym podejściu do nich. Szkoła XXI wieku musi przestać być fabryką odpowiedzi, a stać się laboratorium, w którym uczniowie uczą się stawiać pytania. Jednak, aby to było możliwe, państwo musi najpierw zainwestować w nauczycieli – zarówno przez realne podniesienie ich statusu materialnego, aby przyciągnąć najlepszych, jak i przez mądre wsparcie tych, którzy już w systemie są, w ich transformacji do nowej roli.

Celem nadrzędnym edukacji nie powinno być zdanie kolejnego egzaminu, ale wyposażenie młodych ludzi w zestaw kompetencji, które pozwolą im świadomie, krytycznie i twórczo funkcjonować w społeczeństwie. Uczenie się przez całe życie nie jest już pustym sloganem, ale koniecznością. Szkoła musi dać do tego solidne podstawy – nie przez zasób wiedzy, który i tak zdezaktualizuje się za kilka lat, ale przez zaszczepienie ciekawości, samodzielności myślenia i odporności na prostą, lecz fałszywą wizję świata. Bez tej podwójnej rewolucji – w programach i w podejściu do nauczycieli – będziemy dalej skazywać kolejne pokolenia na naukę w skansenie, doskonale przygotowując je do życia w świecie, który już nie istnieje.

Opublikuj komentarz