Ładowanie

Twój smartfon działa jak kokaina. I tworzy wrogie sobie plemiona

Każdy z nas zna ten moment. Późny wieczór, świat za oknem zamilkł, a jedynym źródłem światła jest ekran telefonu. Palec wykonuje ten sam, rytmiczny, niemal hipnotyczny ruch. A co widzimy? Widzimy świat, który doskonale rozumiemy. Świat, który przytakuje nam na każdym kroku. Artykuł potwierdzający nasze obawy polityczne. Filmik wyśmiewający poglądy, którymi gardzimy. Ciepłe, przytulne, cyfrowe mruczenie.

To jest właśnie ona. Bańka informacyjna. Najprzyjemniejsze i prawdopodobnie najgroźniejsze więzienie, jakie sami sobie zbudowaliśmy z pomocą naszych usłużnych cyfrowych lokajów. Algorytmy Google’a, Facebooka czy TikToka to nie są obiektywni dostawcy wiedzy. To są nadgorliwi kelnerzy, którzy podsłuchali kiedyś, że lubimy schabowego i od tej pory przynoszą nam tylko schabowego. W innej panierce, z innymi ziemniakami, ale zawsze schabowego.

Niebezpieczeństwo nie polega na tym, że dostajemy to, co lubimy. Polega na tym, że przestajemy wiedzieć, że istnieje cokolwiek innego. Świat na zewnątrz naszej bańki staje się nie tylko obcy, ale wręcz karykaturalny. Ludzie o innych poglądach jawią nam się nie jako osoby, z którymi się nie zgadzamy, ale jako szaleńcy, płaskoziemcy moralni.

I to zjawisko eskaluje. Obserwujemy na całym świecie, także na naszym polskim podwórku, jak społeczeństwa pękają wzdłuż cyfrowych szwów. To już nie są tylko bańki. To są plemiona. Dwa, trzy, czasem więcej. Obozy które powoli zatracają wspólny język i przestają widzieć możliwość zgodnej koegzystencji z obozem wroga. Tak, wroga! Bo ktoś, kto inaczej postrzega świat, to już nie współobywatel… To nieprzyjaciel, ktoś kto nie rozumie… Ktoś kto ma wrogą wobec naszej ideologię. Wróg!

Proces jest zatrważająco prosty: algorytm karmi nas treściami, które utwierdzają nas w przekonaniu, że nasza strona ma monopol na prawdę i moralność. W konsekwencji, ci drudzy przestają być po prostu ludźmi o innych poglądach. Stają się zagrożeniem, wcielonym złem, które trzeba zniszczyć, aby nasz – jedynie słuszny – świat mógł przetrwać i prosperować.

Tu musi paść pytanie, które jeszcze dekadę temu brzmiałoby jak śpiew szaleńca: czy media społecznościowe wespół z współczesnymi systemami wyszukiwania treści, to aby nie jest ścieżka prowadząca wprost do realnych rozruchów społecznych? A może nawet, w ostatecznym rozrachunku, do wojen domowych?

Zanim odrzucimy tę myśl jako przesadzoną, spójrzmy na mechanizm. Cały ten proces jest napędzany przez tę samą chemię, która rządzi każdym nałogiem. Każde polubienie, każdy komentarz potwierdzający naszą rację, to mały, ale odczuwalny strzał dopaminy. Neurolodzy mówią o tym bez ogródek: mechanizm uzależnienia od mediów społecznościowych działa na tych samych ścieżkach nagrody w mózgu, co kokaina.

Tak. KOKAINA. Silnie uzależniający narkotyk, gdyby ktoś miał wątpliwości.

Sięga się po telefon nie dlatego, że czegoś się potrzebuje, ale dlatego, że mózg domaga się swojej działki. Tej małej iskierki satysfakcji, tego poczucia, że świat wciąż się z nami zgadza. A kiedy tego nie dostaje, pojawia się niepokój, lęk, syndrom odstawienia.

I tak tkwimy w tych naszych ciepłych kokonach, karmieni papką z własnych przekonań, uzależnieni od cyfrowego głaskania po głowie. Stajemy się coraz bardziej pewni swoich racji i coraz mniej zdolni do rozmowy. Coraz bardziej wrogo nastawieni do świata mającego czelność mieć – inne niż nasze – poglądy.

Największym zagrożeniem nie jest więc to, że algorytmy nas szpiegują. Jest nim to, że robią z nas otępiałych narkomanów własnej racji, zamkniętych w plemionach, które nie potrafią już ze sobą rozmawiać. Dobrowolnie zamieniliśmy skomplikowany, pełen niuansów świat na jego uproszczoną, czarno-białą wersję. Zwarci już i gotowi. Gotowi aby wyplenić to całe myślące inaczej niż my tałatajstwo.

A wszystko to za cenę kilku chwil przyjemnego, cyfrowego mruczenia.

Twój smartfon działa jak kokaina. I tworzy wrogie sobie plemiona

Opublikuj komentarz