
Ostra Prawda o Politycznej Scenie
Powiedzmy to sobie jasno i bez znieczulenia: ten felieton nie jest laurką dla rządu Donalda Tuska. Daleko mi do bałwochwalczego oddania jedynej słusznej wizji rozwoju państwa. Codzienna obserwacja poczynań obecnej władzy to często festiwal irytacji: obietnice wyborcze, które utknęły w międzyresortowych uzgodnieniach; opieszałość, która sprawia, że proste decyzje trwają miesiącami; słaby, nieporadny PR, który pozwala przeciwnikom wygrywać narracyjne bitwy bez jednego wystrzału; i ta irytująca ustępliwość tam, gdzie potrzebna jest stanowczość. Tak. Można i trzeba ten rząd krytykować. Czasem nawet bardzo.
Powrót do Normalności?
Z drugiej strony – oddajmy sprawiedliwość – jest też powrót do pewnej normalności. Przewidywalność w ekonomii, proeuropejski kurs, który wyciągnął nas z międzynarodowego kąta, ogólne poczucie, że statek zwany Polską, choć płynie powoli i czasem może i wykonuje dziwne manewry, ale przynajmniej nie jest celowo kierowany na piętrzące się z każdego kierunku ostre zęby raf koralowych. Rząd Tuska przypomina więc raczej ostrożnego kierowcę, który jedzie lewym pasem autostrady siedemdziesiątką. Wkurza, blokuje ruch, ale przynajmniej nie próbuje zepchnąć innych użytkowników w przepaść.
Gdy Prezydent Wkracza na Scenę
I kiedy człowiek ma już dość tej irytującej powolności, kiedy zbiera w sobie argumenty, by napisać kolejny krytyczny tekst o niezrealizowanych obietnicach, o owej opieszałości, o kiepskiej narracji, na scenę wchodzi prezydent Andrzej Duda. I jednym zdaniem kradnie całe show. I zmusza mnie do napisania tego krótkiego felietonu.
Bo oto głowa państwa, cytowana przez własną kancelarię, mówi, że 10,6 miliona ludzi może wyjść na ulicę, jeśli premier próbowałby zaprzeczyć czy podważać wyniki wyborów prezydenckich.
I w tym momencie wszystkie uzasadnione pretensje do obecnego rządu stają się drugorzędne. To jest zupełnie inna kategoria wagowa. Narzekanie na rząd Tuska jest jak skarga na cieknący kran w kuchni. Skarga słuszna, potrzebna i dotycząca naszego codziennego komfortu. Ale słowa prezydenta Dudy to informacja, że ktoś właśnie podkłada ogień pod fundamenty całego budynku. I nagle okazuje się, że dyskusja o kapiącej wodzie musi poczekać.
Niebezpieczny Cynizm
Bo czymże są te słowa? Na pewno nie przejawem patriotycznej troski. W mojej opinii jest to czysty, antypaństwowy, antydemokratyczny cynizm. Prezydent nie wskazuje na drogę prawną. Nie mówi o Sądzie Najwyższym – tym samym, który przez lata sam meblował ludźmi ze swojego obozu. Nie mówi o sprawdzeniu wyników, skoro pojawiają się jakiekolwiek wątpliwości. Mówi o wyjściu na ulicę 10 milionów obywateli!
To tak, jakby pokerzysta, który sam wtasował do talii kilka asów, mimo oszustwa ciągle bojąc się porażki, wolał wywrócić stolik, niż pokazać karty. On nie apeluje do instytucji, nawet tych mu przychylnych. On grozi siłą tłumu. Rewoltą!
Bladość Problemów Rządu Tuska
W świetle takiej deklaracji błędy Tuska – jego opieszałość, jego niezdecydowanie – bledną. Stają się problemami, które chcielibyśmy mieć. Bo są to problemy, które rozwiązuje się w ramach normalnie funkcjonującego państwa, przy pomocy kartki wyborczej, debaty publicznej i politycznej presji. Prezydent Duda proponuje nam wyjście poza ten system. Proponuje logikę, w której rację ma nie ten, kto wygrał wybory, ale ten, kto głośniej krzyczy i jest w stanie wyprowadzić na ulicę więcej ludzi. To jest prosta droga do anarchii. I w tym świetle, takie słowa w ustach prezydenta, brzmią niezwykle złowieszczo.
Tusk vs. Duda: Paradoks Spokoju
Przyjrzyjmy się teraz słowom Tuska w tej samej sprawie. Bo Tusk wzywa do spokoju. Ten sam Tusk, który przez osiem lat nieustannej, brutalnej propagandy został przez PiS – partię prezydenta – przedstawiony milionom Polaków jako wcielenie zła. Wróg narodu, niemiecki agent, zdrajca! Telewizja Jacka Kurskiego jak wiemy skutecznie zohydziła Tuska połowie Polaków. I dzisiaj Tusk, którego kandydat wybory przegrał, nawołuje do spokoju. Robi to – bo zakładam ma świadomość faktu, że stąpamy po polu minowym.
A mimo to, Tusk wzywający do spokoju, jest dla ogromnej części społeczeństwa nie głosem rozsądku, ale syrenim śpiewem oszusta, gdy tymczasem nawołujący do wyjścia na ulicę prezydent jest beneficjentem ich zaufania.
Gdzie tu logika?
Bo kiedy „oszust” nawołuje do spokoju, pomimo przegranych wyborów, a „Patriota” do wyjścia na ulicę, to wypadałoby się zastanowić, kto w tym zestawieniu jest kim.
Bo jak dla mnie ten dysonans sprawia, że postawa prezydenta jawi się jeszcze bardziej niebezpieczną – przebrany w szaty patrioty i z flagą za plecami prezydent nie rzuca iskier na suchą trawę. On rzuca je na pole z premedytacją, pole nasączone wcześniej hektolitrami benzyny zaprawionej sucie utkaną przez propagandę nienawiścią.
Wróćmy do rozważań o naszym domu
A więc może i powinniśmy spierać się o to, jak umeblować nasz wspólny dom. Kłócić się o kolor ścian, czy wzór na kafelkach i nieszczelne okna. Ale najpierw musimy wszyscy razem, niezależnie od poglądów, powstrzymać faceta z kanistrem benzyny i zapałkami, który próbuje nam ten dom spalić do gołej ziemi.
I dopiero wtedy zająć się kapiącym kranem. I zasiąść na fotelu z poczuciem dobrze spełnionego obowiązku.
O ile będzie jeszcze na czym siadać.
Opublikuj komentarz